Wszystko dla dobra ludzi, którym pomagamy
Często ludzie pytają nas, dlaczego pomagamy akurat w Iraku? Czasem odpowiadamy, że ktoś musi, a my możemy.
To oczywiście ogromne uproszczenie, bo mamy swoje osobiste motywacje, które wielokrotnie wyrażaliśmy. Ponadto pomagamy też na niewielką skalę w innych krajach, gdzie dochodziło do aktów terroru, ale o tym napiszę trochę więcej za kilka tygodni. Jest jednak w tym skrócie myślowym, pewien głębszy przekaz. W Polsce, jak i innych krajach, funkcjonuje wiele fundacji i organizacji, zajmujących się niesieniem pomocy w różnych dziedzinach. Jedne specjalizują się w pomocy chorym, inne skupiają się np. na zwierzętach. Każdy robi to, co dyktuje mu sumienie. Podobnie z osobami, które te inicjatywy wspierają. Nie każdy musi przecież wspierać nasze działania. Najważniejsze, aby w ogóle chcieć komuś pomóc.
U nas zaczęło się od impulsu, który z czasem zamienił się w regularną pomoc, a potem już jakoś poszło. Jak kula śnieżna, która spadając z wierzchołka góry, wywołuje lawinę.
Za każdym razem staramy się podkreślać, że nie mamy monopolu na wiedzę o tym, jak pomagać, a pomysły na to, w jaki sposób tę pomoc realizować, czerpiemy od samych zainteresowanych. Po prostu pytamy ludzi, w jaki sposób możemy zmienić ich życie. Oni są w centrum naszych zainteresowań, a naszą misją jest nagłaśnianie ich potrzeb. Warto też dodać, że nie jesteśmy w stanie pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. Jesteśmy małą organizacją, składającą się z trzech osób. Do tego dochodzą wolontariusze, którzy dosyć licznie nas wspierają. Jest to jednak niewielka skala w porównaniu z największymi fundacjami w Polsce. Dlatego naszym celem jest skupienie się na konkretnych rodzinach i społecznościach. Czasem mówimy, że jesteśmy uzupełnieniem dla dużych organizacji, które mają większe możliwości, ale też realizują znacznie większe projekty.
W tym artykule chciałbym opowiedzieć o naszym ostatnim wyjeździe do Iraku i miejscach, do których dotarliśmy. Skupię się na podziale tego tekstu na dwa bloki. Jeden dotyczył będzie Asyryjczyków, czy też chrześcijan, zamieszkujących Irak. Oni, obok Jezydów, o których wspomnę w drugiej części, są tymi społecznościami, do których najczęściej trafiamy z pomocą. Obie grupy stanowią mniejszość etniczną w Iraku i obie w związku z tym, stały się celem ataków ISIS. W artykule będą odniesienia do innych materiałów, więc będzie on dobrym źródłem wiedzy zarówno dla osób, które nas znają, jak też tych, które dopiero chcą poznać. Równocześnie z tym tekstem, pojawi się też drugi, w którym postaram się opowiedzieć o tym kim są Jezydzi.
Zacznijmy chronologicznie, czyli od wizyty w Karnjook oraz Teleskoff, czyli miejscach, w których mieszkają Asyryjczycy*.
*Asyryjczycy to jeden z rdzennych narodów zamieszkujących nie tylko Irak, ale cały Bliski Wschód. Współcześnie nawiązują do tradycji imperium Asyrii oraz Chaldei. Są jednym z najstarszych narodów, który przyjął chrześcijaństwo (w II wieku n.e.). W Alkusz leżącym niedaleko Teleskoff znajduje się symboliczny początek Równiny Niniwy (na wzgórzu, na którym położony jest klasztor Rabban Hormizd), czyli ziem, należących do starożytnego Imperium Asyryjskiego. Choć samo imperium zajmowało znaczny obszar (od Persji, poprzez Turcję, Mezopotamią, Syrię, aż po Egipt), to Równina Niniwy ma dla współczesnych Asyryjczyków wyjątkowe znaczenie. To tu znajdowała się jedna z jego stolic – Niniwa. Dziś Równina Niniwy jest największym skupiskiem Asyryjczyków na terenie Iraku (m.in. miasta takie, jak: Alkusz, Teleskoff, Bashika, Bartella, Karakosz). Więcej na temat chrześcijaństwa w Iraku oraz Asyryjczyków przeczytacie w artykule: Czy chrześcijaństwo zniknie z terenów Bliskiego Wschodu?
Miasto powstające z gruzów
W jednym z filmów opowiadałem Wam o Teleskoff – mieście, które powoli powstaje z gruzów. Przypomnę tylko w skrócie, jakie były jego losy w ostatnich latach.
Wiosną 2014 roku Teleskoff zostało zajęte przez ISIS. Pod okupacją terrorystów było jedynie dwa tygodnie, ponieważ fundamentaliści skupili się na dewastacji miasteczka, zamiast szykować się do jego utrzymania. Zniszczyli lokalny kościół, splądrowali sklepy oraz domy. W zaledwie kilkanaście dni obrócili je w ruinę. Później zostało ono odbite, jednak stało się linią frontu pomiędzy terenami zajętymi przez ISIS a ziemiami pod kontrolą koalicji antyterrorystycznej (składającej się w tamtym czasie głównie z kurdyjskich Peshmergów oraz jednostek samoobrony chrześcijańskiej). Przez cały ten okres Teleskoff było celem ostrzału artyleryjskiego i moździerzowego ze strony ISIS.
W maju 2016 roku terroryści ponowili atak, ale został on zatrzymany. Do października 2016 roku, kiedy ruszyła ofensywa, mająca na celu odbicie m.in. Mosulu (leżącego w odległości kilkunastu kilometrów) z rąk ISIS, Teleskoff pełniło funkcję głównej kwatery wojsk. Mieszkańcy musieli, więc czekać ponad 2 lata na możliwość powrotu do domów. Pierwsi odważni przybyli już w grudniu tego samego roku.
Przed atakiem ISIS Teleskoff liczyło około 12 tysięcy mieszkańców. Obecnie jest ich zaledwie 4 tysiące.
Jak jest dziś?
Przejeżdżając główną, nazwijmy ją handlową, ulicą Teleskoff, można odnieść wrażenie, że jest tu całkiem normalnie. Są sklepy, warsztaty, kolorowe szyldy i ludzie przechadzający się o każdej porze dnia. Jest ładnie oświetlony plac zabaw z nowymi huśtawkami i zjeżdżalniami. Obok tej ulicy znajduje się szkoła, z której wychodzą dzieci w czystych i schludnych mundurkach (w Iraku są one obowiązkowe w szkołach publicznych). Żadnych śladów wojny. To jednak tylko pozory. Wierzchnia warstwa osłaniająca prawdziwe oblicze miasteczka. Nie trzeba specjalnie szukać, aby w głębi Teleskoff, znaleźć ruiny zniszczonych budynków oraz… pustki.
Widziałem Teleskoff w 2016 roku, kiedy było linią frontu i siedzibą wojska. Przyjeżdżałem tu na spotkania z generałem Tarikiem, który był dowódcą całej osi, oddzielającej nas od ISIS. W Baqofie oddalonej o niecały kilometr spędziłem kilka miesięcy, w szeregach jednej z ochotniczych jednostek. Część z Was zna tę historię. Pozostałych zachęcam do obejrzenia materiału, który zamieszczam pod artykułem.
Pojawiam się tu, więc już od 5 lat i obserwuję zmiany. W 2017 roku nadal było w Teleskoff mnóstwo zniszczonych sklepów, które dziś normalnie funkcjonują. W kolejnych latach wracało życie, jednak ta pustka, o której wspomniałem, jest tuż za umownym centrum miasteczka. Wystarczy przejść 2 -3 ulice, aby zobaczyć, że zamieszkały jest, co trzeci dom. W oknach nie palą się światła, choć to głównie zasługa notorycznych przerw w dostawie prądu. Kosze na śmieci, które wskazują obecność człowieka, są rozstawione daleko od siebie. Im dalej od ulicy handlowej, tym mniej ludzi mijam.
Te cztery tysiące mieszkańców, to około tysiąc rodzin. Jak już wspomniałem wcześniej, przed ISIS było ich 3 razy tyle. Część uciekła do innych miast. Wielu mieszka w Szwecji, Niemczech, Kanadzie czy Australii. W tych krajach Asyryjczycy mają swoje diaspory. Są tacy, którzy wrócili. Ich migracja była jedynie czasowa, bo czuli się związani ze swoją społecznością.
Od 2020 roku otworzyliśmy w Teleskoff już 16 miejsc pracy. Mało? Dużo? Trudno powiedzieć, jednak tak się złożyło, że 9 z nich znajduje się na wspomnianej ulicy handlowej w centrum Teleskoff, lub w jej bliskim sąsiedztwie. To jakaś 1/4 wszystkich działalności, które tam funkcjonują.
Kupujemy generator
Przed wizytą w Teleskoff, odwiedziliśmy Karnjook. To jedna z wielu małych wiosek, którą trudno znaleźć nawet na mapach satelitarnych. Takich zresztą w Iraku jest sporo. W Karnjook w 2019 roku wybudowaliśmy kilka zagród i dostarczyliśmy zwierzęta hodowlane jej mieszkańcom. W lipcu tego roku sołtys wioski poprosił Bartka o pomoc w kupnie generatora. W Iraku jest olbrzymi problem z produkcją i przesyłem energii elektrycznej, więc w małych miejscowościach, prąd jest zaledwie przez kilka godzin dziennie. Żeby mieszkańcy nie musieli żyć, pogrążeni w całkowitych ciemnościach, w każdej wiosce jest generator. Mówimy tu oczywiście o dużym, ważącym 2 tony agregacie na ropę. Zapewnia on oświetlenie oraz zabezpiecza działanie lodówki, czy innych podstawowych urządzeń. Ten w Karnjook jest już stary i mocno zużyty. Nie opłaca się go naprawiać po raz kolejny. Nowy kosztuje 7 tysięcy euro, wraz z transportem i podłączeniem.
I tu muszę wspomnieć o ekipie, z którą miałem przyjemność spędzić te kilka dni w Iraku. Oprócz mnie i Darka Celińskiego, czyli 2/3 fundacji, pojechali również Krystian i Rafał. Krystian, mamy nadzieję, będzie jednym z tych, którzy w przyszłości, będą jeździli na spotkania i zbiórki, aby opowiadać o potrzebach ludzi w Iraku. Nie jest tajemnicą, że czasem zabieramy ze sobą wolontariusza, który w naszej opinii może przyczynić się do rozwoju fundacji. Taka osoba powinna jednak liczyć się z odpowiedzialnością, jaką bierze na swoje barki. Po powrocie musi poświęcić dużą część swojego życia, a niejednokrotnie poważnie je przemodelować, aby w pełni zaangażować się w pomoc ludziom w Iraku. Dlatego staramy się skrupulatnie dobierać ludzi, których ze sobą zabieramy. Chętnych jest wielu, ale same chęci nie wystarczą. Musimy widzieć pełne zaangażowanie przed wyjazdem, jak i po powrocie.
Jeśli chodzi o kolejną osobę, która z nami pojechała, to chyba niektórym, nie muszę przedstawiać. Rafał Otoka – Frąckiewicz zdecydował się na wyjazd z nami, dosłownie na kilka dni przed wylotem. Chciał zobaczyć komu i jak pomagamy, a przede wszystkim, stworzyć relacje z tego wyjazdu. Pewnie wielu z Was dowiedziało się o naszej działalności, właśnie dzięki tym relacjom, więc chyba można uznać, że przyniosły one pozytywny skutek. Również dzięki temu, udało nam się zebrać środki na kupno wspomnianego generatora.
Siedem lat w namiocie
Kolejna część tego artykułu będzie o Jezydach. Z Teleskoff pojechaliśmy do Khanke, gdzie od lat jest nasza baza. Jest to jezydzkie miasteczko, obok którego znajduje się duży obóz dla wewnętrznych przesiedleńców. Mamy w Khanke przyjaciół, u których spędzamy zawsze kilka dni i stamtąd jeździmy w różne miejsca, gdzie spotykamy się z rodzinami, którym pomagamy. Wszystkich tych spotkań opisywał nie będę. Skupię się na całokształcie jezydzkiej rzeczywistości.
Rzeczywistości trudnej, bo w szerokim kontekście, pozbawionej nadziei. Mówimy o ludziach, którzy 7 lat temu zostali zepchnięci na margines społeczny i do dziś, nie mogą powrócić na właściwe tory. W sierpniu 2014 roku terroryści z ISIS okrążyli Sindżar, czyli leżące na granicy iracko – syryjskiej rdzenne ziemie Jezydów. Przed świtem zaatakowali miasta i wioski po południowej stronie Góry Sindżar, stanowiącej centralną część regionu. Rozpoczęły się masakry na ludności cywilnej. Mężczyźni byli zabierani w jedno miejsce, gdzie terroryści dokonywali ich egzekucji. Nie oszczędzali również starszych kobiet i niemowląt, ponieważ ich celem były młode kobiety oraz kilku – kilkunastoletnie dzieci. Dziewczynki wraz z kobietami były porywane, aby stać się niewolnicami seksualnymi. Chłopców bito i torturowano. Terroryści chcieli ich złamać i wyszkolić na zamachowców. Psychika dziecka nie jest w stanie oprzeć się takiej indoktrynacji.
W sumie bandyci z ISIS zamordowali kilka do kilkunastu tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci. Dokładna liczba ofiar trudna jest do oszacowania, bo wiele osób jest uznanych za zaginionych. Masowe groby wciąż są odkrywane w pobliżu miasteczek i wsi w Sindżarze. Kilkanaście tysięcy kobiet i dzieci dostało się do niewoli. Choć minęło siedem długich lat, to los blisko 3 tysięcy z nich, jest nieznany.
Mówi się, że nawet 300 tysięcy ludzi musiało uciekać. Niektórzy ruszyli w stronę Syrii, gdzie po długim, wyczerpującym marszu, dotarli do granicy. Stamtąd zostali ewakuowani do irackiego Kurdystanu. Tam w pośpiechu utworzono dla nich obozy dla przesiedleńców. W zamyśle miały być one tymczasowe. W praktyce istnieją do dziś.
Byli też tacy, którzy uciekli na szczyt Góry Sindżar, która zwieńczona jest ogromnym płaskowyżem. Tam założyli nieformalne obozowisko, które podobnie, jak te w Kurdystanie, istnieje do dziś. Warunki, w jakich żyją ludzie, są fatalne. Fatalne do stałego zamieszkiwania. W okresie, kiedy powstawały obozy, nie było innego wyjścia. Budowano, więc wspólne toalety dla kilkunastu rodzin. Przydzielano namiot dla każdej rodziny, liczącej poniżej 8 osób. Kiedy rodzina liczyła więcej, otrzymywała dwa.
Po latach ludzie zaczęli stawiać niewielkie budynki z pustaków, aby mieć kolejne pomieszczenia. W jednym powstawała kuchnia, w innym toaleta i prysznic, a w jeszcze innym dodatkowa sypialnia. Teraz te obozy przypominają miasteczka, bo każdy stara się tworzyć wokół siebie przestrzeń do życia. Jest ona jednak tylko pozorna, bo im głębiej się wejdzie, tym bardziej widać, jak bardzo jest to nietrwałe i przygnębiające. Wyobraźcie sobie, że w takich warunkach żyją osoby starsze i schorowane, ale też młode małżeństwa, które chciałyby mieć, choć trochę prywatności. Tu jej nie ma. Podobnie, jak nadziei na to, że kiedyś los się odmieni i będzie można wrócić do domu.
Dom, który nie ma okien i drzwi
Tym domem jest oczywiście Sindżar. Region, który leży zaledwie kilka godzin jazdy samochodem od Khanke i innych miejscowości, w których są takie obozy. Spakować się i wrócić można w ciągu jednego dnia. Tyle, że domy Jezydów zostały zniszczone. ISIS celowo wysadzało je powietrze. Do dziś nie zostały odbudowane. Jest to oczywiście wina irackiego rządu, który nie kwapi się, aby pomagać Jezydom. W grę wchodzą sprawy ekonomiczne, polityczne i religijne. Jezydzi są często wykorzystywani do różnych rozgrywek na polu międzynarodowym, ale też wewnętrznym. Tego aspektu omawiał nie będę, ponieważ musiałbym napisać odrębną analizę. Ten tekst jest już na tyle długi, że powinienem zmierzać do jego końca.
Co możemy zrobić?
Można by odnieść wrażenie, że w tej sytuacji, nie możemy nic zrobić. Jak pomóc ludziom, którzy znaleźli się między młotem a kowadłem? Nie mają dokąd wracać, a życie w obozach jest gehenną. Nie mam niestety błyskotliwej odpowiedzi na to pytanie. Chciałbym mieć remedium na wszelkie problemy Jezydów, ale najzwyczajniej, go nie posiadam. Wiem, jednak, że ludzkie życie ma wartość niepoliczalną w jakiejkolwiek walucie. Można, więc mówić, że nie da się im pomóc, albo starać się robić cokolwiek, aby wesprzeć ich tu i teraz. Jeśli przetrwają kolejną zimę, to jest szansa, że wiosna przyniesie jakiś przełom. Można próbować pomagać, aby dzisiejszy dzień był lepszy od wczorajszego. Może to banały, ale mówimy o ludziach, którzy mają uczucia, emocje i chcą żyć. Czasem ktoś nas pyta, a co jeśli jakieś miejsce pracy, które otworzymy, albo dom, który zbudujemy, nie przetrwa? Przyjdzie kolejna wojna i znów wszystko zostanie zniszczone. Odpowiadam, że mimo wszystko warto próbować. Ludzie są różni i nie każdy sobie poradzi, ale część z tych osób, ma szansę na normalne życie. Tym bardziej że widzę, że czasem się udaje. Pomóc jednej osobie to o jedną więcej, niż gdyby nie pomóc nikomu.
Dziewczyna z kałasznikowem
Na koniec zawsze staram się napisać coś pozytywnego. Tak będzie i tym razem. Niedawno mogliście zobaczyć mini reportaż zatytułowany „Dziewczyna z kałasznikowem”. Jeśli jeszcze go nie widzieliście, to polecam usłyszeć tę niesamowitą i budującą historię. Shaha, która jest jego bohaterką, to dziewczyna, której zdjęcie kilka lat temu, obiegło świat.
Miała wtedy 12 lat. Z karabinem na plecach eskortowała swoją rodzinę do granicy z Syrią. Na szczęście udał im się bezpiecznie dotrzeć do celu. Dziś dziewczyna ma 20 lat, męża oraz malutkiego synka. Ma się dobrze, choć podobnie, jak inni, mieszka w jednym z obozów dla przesiedleńców. Mam nadzieję, że uda nam się jej pomóc. Na pewno dołożymy wszelkich starań, aby tak było.
Tekst był długi i bardzo obszerny, jednak mam nadzieję, że udało się Wam dobrnąć do końca. Na dokładkę polecam artykuł: [Bliski Punkt Widzenia] Kim są Jezydzi? Mniejszość etniczna czy naród, w którym staram się przybliżyć Wam to, kim są Jezydzi i dlaczego staramy się im pomóc.
Autor: Dawid Czyż