Wyprawa wolontariuszy Orlej Straży do Północnego Iraku
W sobotę 18 marca 2017 r. nasi wolontariusze Agata i Dawid dotarli do Irackiego Kurdystanu.
Celem ich wyprawy jest spotkanie z ludźmi, którym pomaga Fundacja Orla Straż. Poza miejscowościami, w których był już wcześniej Bartosz Rutkowski, mają również odwiedzić takie, które zostały odbite z rąk Daesh (ISIS) w wyniku jesienno-zimowej ofensywy przeciw terrorystom. Na miejscu, w porozumieniu z przedstawicielami lokalnych społeczności, mają ustalić ich największe potrzeby i dokonać fotodokumentacji. Pomagają im żołnierze z jednostek chrześcijańskich.
Ze względów bezpieczeństwa możemy podawać jedynie informacje o spotkaniach, które mają już za sobą.
Poniżej przedstawiamy ich pierwszy raport z odwiedzonych miejsc.
Byli w Alkusz (chrześcijańskiej wsi, która do jesienno-zimowej ofensywy przeciw Daesh – ISIS znajdowała się ok. 15 km. od linii frontu i przyjmowała uciekinierów z terenów objętych wojną) oraz Teleskuf (zniszczonym chrześcijańskim miasteczku, przez które przebiegała linia frontu i do której wracają dziś dawni mieszkańcy). Na końcu raportu znajduje się również kilka wykonanych przez nich zdjęć.
Kolejne informacje o misji naszych wolontariuszy będą pojawiały się możliwie na bieżąco z uwzględnieniem bezpiecznego opóźnienia.
Jesteśmy po pierwszym dniu w Teleskuff i odwiedzinach w szkole w Alkusz.
Wnioski nasuwające się po dzisiejszym dniu:
ALKUSZ – SZKOŁA
- spotkaliśmy się z dyrektorem szkoły. Potwierdził nam otrzymanie telewizora, małego głośnika, lodówki, odkurzacza i ośmiu suchościeralnych tablic (wszystkie te rzeczy widzieliśmy),
- przekazano nam listę zapotrzebowania dla szkoły (analogiczną do tej, którą Ty otrzymałeś na początku), dodatkowo – łazienki są w TRAGICZNYM stanie, zdjęcia możemy przesłać, ale zapachu nie damy rady…
- obecnie w szkole uczy się 600 uczniów, na dwie zmiany. Największa klasa liczy 50 uczniów,
- zimą mieli problem, bo brakowało prądu, a lekcje trwają do 17:00, kiedy jest już ciemno,
TELESKUFF – WIEŚ
Dramat, dramat, dramat, a w szczegółach – mieliśmy spotkanie ze starszyzną („sołtysem”, szefem lokalnej partii i innymi ważnymi ludźmi). Okazało się, że:
- brakuje wody. Jeżdżą tutaj dwa beczkowozy, co nie jest wystarczające dla 260 rodzin, które do tej pory wróciły do wsi, na pewno nie będzie wystarczać, kiedy wróci ich więcej. Dodatkowo, woda z nich nie nadaje się do picia, więc potrzebne są filtry, których póki co, nie ma,
- kurdyjska elektrownia dostarcza wsi 5 mega, ale jest to dzielone na samą wieś i Peshmergę na linii frontu. Nie jest to wystarczające dla osób we wsi (sami byliśmy świadkami przerwy w dostawie, ale to już przestało dziwić). Poprosili nas o pomoc w pozyskaniu 8 generatorów prądu, co pozwoli wsi być samowystarczalną pod względem dostaw energii,
- w całej wsi widoczne są zniszczenia spowodowane walkami, część domów została zbombardowana i w całości się zawaliła, część została poważnie naruszona, absolutnie każdy został splądrowany.
- Marqus (jedna z pomagających naszym wolontariuszom na miejscu osób) nie ma w swoim żadnych drzwi i ani jednej półki. Większość rodzin nie ma pralek, kuchenek i innych podstawowych elementów wyposażenia domu.U jednej z rodzin w domu wybuchł ładunek z chlorem, co sprawia, że gnieżdżą się w jednym pokoju, w kuchni mają tylko zlew, a ich jedynym zaopatrzeniem kulinarnym była miska jajek. Jest tam młode małżeństwo z dzieckiem, dziadkowie i jeszcze dwie kobiety. Nie mają absolutnie nic, bo ich dom został zbombardowany i nie mają do czego wracać. Kościół dał im dom (nie znamy szczegółów przekazania), w którym są teraz (ten, w którym cały czas czuć chlor).
- szkoły… brak słów, Bartosz. Nie zostało tam nic, poza gołymi ścianami (a i to niekoniecznie, bo straszą dziurami po kulach i szczelinami po wyrwanych kablach i pęknięciami powstałymi po wybuchach) i w miarę ogarniętą łazienką z nowymi kaflami i w miarę nie zniszczonymi kabinami. Poza tym, popękane szyby lub ich całkowity brak, podłoga zasłana książkami, zeszytami itp. ( z resztą, zobaczysz na zdjęciach), wszystkie rzeczy dyrektora zostały rozkradzione. Na wstępie trzeba tam posprzątać, zaprowadzić elektryczność (powyrywane kable) i wodę (bo nie ma).Dzieci są obecnie dowożone do szkoły w Alkusz, kierowcom płaci się 2 500 dinarów. Pytali, czy nie możemy wspomóc ich opłacania (wożą te dzieciaki przecież praktycznie za darmo),
- rodziny – Marqus poprosił nas o przekazanie 350 USD dla najbardziej potrzebujących rodzin + cokolwiek więcej dla tej najbardziej potrzebującej (mieszkającej w zachlorowanym domu); pozostałym brakuje głównie sprzętów AGD, jakichkolwiek zabawek dla dzieci.
- Poza tym, odbyliśmy spacer sentymentalny z Marqusem. Mówił niewiele, głównie „Tu kiedyś była apteka, tutaj sklep jubilerski, a tutaj sklep znajomego…”.