Drugi raport naszych wolontariuszy z wyprawy do Północnego Iraku

27 marca 2017 | Orla Straż w Iraku

W ostatnim poście (Wyprawa wolontariuszy Orlej Straży do Północnego Iraku) informowaliśmy o wyprawie naszych wolontariuszy Agaty i Dawida do Północnego Iraku.

Pierwszymi odwiedzonymi przez nich miejscami była wieś Alkusz i miasteczko Teleskuf. Dotychczas przedstawiliśmy raport opisujący ich spostrzeżenia z pierwszej i częściowo z drugiej z wymienionych miejscowości. Poniżej opisujemy ich dalsze obserwacje (oraz przytaczamy fragmenty raportów, które wysłali) i działania w Teleskuf oraz z Batnayi, Baqofie i obozach dla uchodźców nieopodal Duhok.

…oglądaliśmy kolejne trzy szkoły w Teleskuf. Nie bardzo wiemy, co napisać, bo żadne słowa nie oddadzą wchodzenia do kolejnych budynków zasłanych resztkami książek, zeszytów i ocenionych sprawdzianów. W każdym, absolutnie każdym z nich pod butami chrzęści szkło z rozbitych szyb. W żadnym nie ostała się ani jedna cała sala lekcyjna. Potrzaskane są tablice, pomoce naukowe, wyposażenie. W jednym z nich cała sala była wypełniona nadpalonymi ławkami. Skradziono wszystko, co miało jakąkolwiek wartość i dało się ukraść. Na schodach leżą porzucone zabawki, szczoteczki do zębów, piórniki… Nigdzie nie ma elektryczności i wody.

Byliśmy też w szpitalu, a raczej tym, co z niego zostało. W czasie ofensywy na magazyn przerobiła go iracka armia (przed ofensywą przeciw terrorystom przez miasteczko przebiegała linia frontu i było ewakuowane – przyp. red.). Jedyne, co przypomina, że leczono tam kiedyś ludzi, to gabinet dentystyczny. Fotel jest przysypany toną czerwonego, ceglanego pyłu. Na stole rozsypane leżały karty pacjentów. Z szuflad wysypywały się przeterminowane już lekarstwa. Poza tym, gołe ściany i podłoga zasłana gruzem. Skradziono generatory, więc nie ma co marzyć o prądzie. Wody, oczywiście też nie ma. Ani lekarza. Żaden z nich jeszcze nie wrócił, bo wszyscy wiedzą, że na tym etapie nie ma do czego. Po pomoc medyczną jeździ się do Alkusz. Sam rozumiesz, że te 17 kilometrów to czasem może być zbyt daleko…

Po obejrzeniu zniszczonego miasteczka, do którego po przepędzeniu Daesh (ISIS) wracają dawni mieszkańcy, w trakcie obchodzonego w Północnym Iraku święta Nowruz, Agata i Dawid spotkali się z miejscową starszyzną.

Święto Nowruz, obchodzone przez kilka dni, to przypadający na równonoc wiosenną nowy rok, obchodzony głównie w różnych regionach Bliskiego Wschodu. Święto to sięga korzeniami w czasy jeszcze pogańskie i jest obchodzone niezależnie od muzułmańskiego czy gregoriańskiego kalendarza. Poza złożeniem sobie wzajemnie życzeń noworocznych, uczestnicy spotkania rozmawiali o planach i pomysłach na podniesienie Teleskuf, ważnego ośrodka Asyryjczyków , z gruzów.

Następnego dnia nasi wolontariusze odbyli spotkanie z miejscowym oddziałem Zeravani (rodzaj zmilitaryzowanej policji w Irackim Kurdystanie, mającej min. zapewnić bezpieczeństwo ludności cywilnej na terenach odzyskanych z rąk terrorystów). W trakcie spotkania przekazana została doraźna pomoc finansowa dla najbardziej potrzebujących rodzin z Teleskuf. Następnie Agata i Dawid wraz z obstawą i zarazem przewodnikami ponownie ruszyli odwiedzać mieszkańców i rejony zdewastowanego miasteczka.

U rodziny, w której domu wybuchł chlor (zobacz: Wyprawa wolontariuszy Orlej Straży do Północnego Iraku) zostawiliśmy 200 dolarów. To tyle, ile dostają na dwa miesiące. Na całe szczęście, w międzyczasie od innych dobrych ludzi z wioski otrzymali lodówkę i kuchenkę, więc teraz będą mogli przynajmniej kupić jakieś jedzenie. Kiedy wyszliśmy, od razu chcieli nam pokazać, gdzie kiedyś był ich dom. Z gruzów wystaje jakiś kawałek kuchenki, czy innego sprzętu. I tyle, nie da się nawet rozpoznać, gdzie kiedyś były poszczególne pomieszczenia.

U drugiej rodziny też zaczęło się już dziać. Powoli wymiatają gruz i śmieci z reszty pomieszczeń, pożyczyli też trochę mebli i zaczęła działać elektryczność. Za otrzymane od nas 200 dolarów będą pewnie w stanie doprowadzić do porządku przynajmniej sypialnię, bo teraz sypiają pokotem, na rozłożonych na gołym betonie cieniutkich materacach. Dzisiaj dowiedzieliśmy się też, że ojciec rodziny stracił nogę w czasie wojny. Ma protezę, ale jeśli mnie pytasz, taka ona trochę jakby chałupniczo wykonana i obklejona taśmą…

Po Alkusz i Teleskuf Agata i Dawid odwiedzili znajdującą się o niespełna 10 km na południe (w kierunku na Mosul) od Teleskuf Batnaye i leżącą po drodze, nieopodal szosy Bakufę.

Później było to, co kiedyś było Batnayą. Wszystkie domy są zniszczone. Nie zniszczone, jak w Teleskuf, bez okien, czy drzwi. Zburzone niemal do fundamentów. Część z nich jest zaminowana. Jedyne, co zrobiono, to uprzątnięcie gruzu z drogi, żeby można było przejechać przez wieś. W kościele, który kiedyś musiał być absolutną perełką, terroryści urządzili sobie bunkier. Z siłownią i dekoracjami z porozbijanych figur. Wyślę Ci zdjęcia napisów na ścianach. Kilka pewnie nawet zrozumiesz bez tłumacza. Spotkaliśmy się z jedną rodziną, która przyjechała zobaczyć to, co zostało z ich domu. Podłoga zasłana łuskami, resztkami wyposażenia, kocami. A na fotelu, tuż obok połamanego łóżka samotny miś… Nie zostali tam długo. I już pewnie nigdy tam nie wrócą.

W Bakufie jest lepiej. Lepiej, w rozumieniu „Teleskuf”, nie w rozumieniu „Erbil”. Budynki zostały pozamykane. Pewnie trochę je to ochroniło przed zniszczeniem i splądrowaniem. Wróciła jedna rodzina. Nie wiemy, jak sobie radzą, nie udało nam się spotkać. Ale widziałam nawet ze dwa generatory, więc może maja prąd.

Następnie udali się ponownie do Alkusz, by spotkać się z przedstawicielem jednej z wojskowych jednostek chrześcijańskich, porozmawiać z nim o sytuacji w regionie i metodach dalszej pomocy. Wojskowy zapewnił, że przekaże treść rozmowy dowództwu oddziału, przenocował wolontariuszy we własnym domu i następnego dnia zawiózł ich do Dahuk na kolejne spotkania.

Na miejscu odebrali ich Jazydzi z Yezidi Human Rights Organization-International, którzy byli ich przewodnikami w okolicznych obozach dla uchodźców we wsiach Sharia, Khanke i Zakho. W obozach odwiedzili wybrane jazydzkie rodziny.

Pierwsza z odwiedzonych rodzin, w przeciwieństwie do większości przesiedleńców, mieszka w budynku murowanym. Budynek pozbawiony jest jednak jakichkolwiek mebli czy sprzętów poza starą gazową płytą grzewczą i zardzewiałym zlewem. W dwupokojowym budynku mieszka dziesięcioro dzieci z rodzicami. Część ich rodziny wciąż pozostaje w niewoli Daesh (ISIS), część z nich przez nią przeszła. Kobiety, które były niewolnicami terrorystów, wciąż nie znajdują sił, by opowiedzieć co o swoich losach. Najmłodsza z pozostających w rękach Daesh dziewcząt w momencie porwania miała 12 lat. Rodzina zadłużyła się u lekarza, który leczył zranioną stopę ich najmłodszej córki.

Druga rodzina, to dwie siostry. Obie są wdowami. Jedna z nich miała dwóch synów. Chłopców, mieli wtedy po 15 lat, porwali terroryści i zmusili do dokonania samobójczego ataku bombowego. Obie kobiety starają się chwytać wszelkich sposobów na zarobienie jakichkolwiek pieniędzy. Nie są w jednak w stanie sie samodzielnie utrzymać. Przetrwać pomagają im, choć sami żyją w niezwykle ciężkich warunkach, inni mieszkańcy obozu.

Kolejna rodzina to siedemnastoletni chłopak i dwójka jego młodszego rodzeństwa. Ich ojciec zginął w zamachu bombowym. Matka nie przetrwała forsownego, kilkudniowego marszu podczas ucieczki przed terrorystami na górę Sindżar. Zmarła z głodu i wycieńczenia. Od tamtej pory odpowiedzialność za siebie i młodsze rodzeństwo spadła na siedemnastolatka. Przeprowadził młodsze dzieci przez górę i dalej do jednego z obozów dla uchodźców, w którym odnalazł dalszą rodzinę. Teraz stara się znajdować dorywcze zajęcia, by zapewnić byt sobie i młodszemu rodzeństwu.

Na koniec wolontariusze odwiedzili chorą kobietę. Najprawdopodobniej cierpi Ona na guza mózgu. Od jakiegoś czasu nie chodzi. Po ostatnich badaniach w szpitalu i wykonanym wtedy rezonansie magnetycznym lekarz oznajmił, że kobieta musi przejść przynajmniej jedną operację, której koszt to kilkanaście tysięcy dolarów. Jako że jest to suma dla tych ludzi zupełnie abstrakcyjna, kobieta została wypisana ze szpitala i wróciła do obozu.

U każdej z odwiedzonych rodzin nasi wolontariusze zostawili doraźną pomoc finansową.

Wkrótce opublikujemy dalsze informacje.

Batnaya – kościół

Batnaya – miasto

Pin It on Pinterest

Share This

Udostępnij

Podziel się tym ze znajomymi!