Jak rozwija się projekt zakupu zwierząt hodowlanych, nasza wizyta Karakosz i nie tylko – podsumowanie grudniowego wyjazdu do Iraku – cz. 1
Na początku listopada Bartek pojechał do Iraku, aby rozpocząć projekt zakupu zwierząt hodowlanych dla jazydzkich rodzin, finansowany przez Departament Pomocy Humanitarnej przy KPRM.
To pierwsze takie przedsięwzięcie, na które otrzymaliśmy dotację z jakiejkolwiek instytucji. Owce, kozy i kury wraz z budynkami gospodarczymi i paszą otrzymała już połowa z 80 rodzin. Większość z nich to tzw. ISIS survivors – ludzie którzy przetrwali niewolę terrorystów.
Zdążyć przed zimą
Nie był to ostatni wyjazd w tym roku. Pod koniec listopada Bartek i ja wsiedliśmy w samolot i kolejny raz przebyliśmy drogę z Polski do Iraku. Chcieliśmy sprawdzić, jak rozwija się projekt i rozpocząć przygotowania do jego rozliczenia.
Były jeszcze dwa inne ważne powody, dla których przyjechaliśmy… ale o tym za chwilę. Na miejscu okazało się, że pogoda się załamała, a nad irackim Kurdystanem szaleją ulewne deszcze. Fatalne warunki atmosferyczne nie zastopowały jednak prac nad projektem. Nasi przyjaciele z SCO (Shengal Charity Organization) budowali kolejne zagrody (czasem nawet w deszczu), aby wyrobić się przed zimą.
Zanim jednak dotarliśmy do Khanke, gdzie rozpoczął się projekt (równolegle prace trwają w obozie Sardashty w Górach Sindżar), odwiedziliśmy m.in. Karakosz, Bartellę oraz Mosul.
W dwóch pierwszych spotkaliśmy się z rodzinami, którym pomogliśmy otworzyć własną działalność (Bartek skorzystał nawet z usług fryzjera, któremu dosłownie kilka dni wcześniej wyposażyliśmy salon). Odbyliśmy rozmowę z proboszczem kościoła św. Jerzego, gdzie w zeszłym roku – dzięki Wam oraz akcji zorganizowanej przez znanego dziennikarza Witolda Gadowskiego – udało się wstawić nowe okna oraz drzwi wejściowe po tym, jak spalili go terroryści. Byliśmy także w szkole, dla której zakupiliśmy m.in. piecyki do ogrzewania.
Przypadkiem trafiliśmy do stoiska z orzechami i słodyczami, które było jedną z pierwszych działalności otwartych w ramach projektu „Dobra praca”.
Głównym powodem wizyty w tym regionie, oprócz odwiedzenia miejsc, które wsparliśmy, była pomoc w zebraniu materiału do filmu „Święci z Doliny Niniwy”.
Jego twórcą jest właśnie Witold Gadowski. Wraz z jego ekipą staraliśmy się dotrzeć do ludzi, których historię już niedługo usłyszycie. Przy okazji mogliśmy zobaczyć, jak teraz, półtorej roku po wyzwoleniu, wygląda życie tutaj.
W każdej części miasta widać ruiny domów, które są pozostałościami toczącego się tu kiedyś konfliktu.
Na pierwszy rzut oka wszystko wraca do normy. Do tego największego – przed najazdem ISIS – chrześcijańskiego regionu, składającego się z miast: Karakosz (a właściwie Baghdeda, bo tak nazywają je miejscowi), Bartella i Bashiqa wróciło około 60% mieszkańców. Na ulicach znów jest tłoczno i bez problemu można kupić praktycznie wszystko. Działają sklepy i podstawowe instytucje jak szkoły i szpital (który również wsparliśmy w ubiegłym roku, dzięki akcji nagłośnionej przez Pana Witolda Gadowskiego).
Nie oznacza to jednak, że wszystko działa jak należy. Gdy rozmawialiśmy z nauczycielami w szkole, którą zaopatrywaliśmy w piecyki podszedł do nas mężczyzna. Okazało się, że jest dyrektorem placówki oddalonej o kilka ulic. Powiedział, że w jego szkole również nie ma ogrzewania, a dzieci siedzą na zajęciach w czapkach i kurtkach.
W każdej części miasta widać ruiny domów, które są pozostałościami toczącego się tu kiedyś konfliktu.
Gdy zatrzymaliśmy się przy jednym z nich, od razu podeszli miejscowi, wyjaśniając nam, co tu się wydarzyło. Podczas walk o wyzwolenie Karakosz eksplodował tu samochód – pułapka. Jego wrak wciąż leży pod gruzami
Kilka dni później odwiedziliśmy obóz dla chrześcijan – od czterech lat mieszkają w nim m.in. przesiedleńcy z Karakosz.
W sumie przebywa tam 40 rodzin. Możliwe, że ten zniszczony dom należał do którejś z nich. Aby wrócili, trzeba im go odbudować.
Dzień później na swojej drodze napotkaliśmy jeszcze bardziej dobitny symbol walk o to miasto – zniszczoną szkołę.
Nie możemy zapominać, że odbudowa wojennych zniszczeń jest niesamowicie trudnym zadaniem.
Dwie noce spędziliśmy w zniszczonym seminarium w Karakosz.
Tutaj również terroryści starali się zatrzeć ślady nienawidzonej przez siebie kultury. Budynek funkcjonuje mimo, że spora jego część jest zniszczona.
Wciąż widoczna jest niepewność mieszkańców tego miasta. Strach i obawa przed przyszłością to jedna z najczęściej podnoszonych przez nich kwestii w każdej rozmowie. Nie jesteśmy w stanie zapewnić im spokoju, możemy jednak dać im nadzieję… choćby pomagając odbudować sklepy i miejsca pracy.
Z Karakosz pojechaliśmy do Mosulu. Tu również obraz jest bardziej wymowny, niż jakiekolwiek słowa. Przemyślenia zostawiam Wam.
Koniec części 1/2
Zobacz również:
Pomoc Polaków dla Karakosz
Wsparcie fundacji Orla Straż dla szkoły i kościoła.
Kolejny etap odbudowy Karakusz oraz pomoc dla 12 tysięcy uczniów w Sindżarze
Działania fundacji Orla Straż wspierające ofiary terroryzmu.